Анзешина (Вербіцька) Галина Андріївна

Halina Anzeszyna (Werzbicka)

Autor: Halina Anzeszyna
Rok urodzenia: 1945
Dziadka zabrali jeszcze w Połtawie. Nikt nie wiedział. Ale w 1961 roku mój wujek Bronek napisał do Moskwy i przyszła odpowiedź, że tatę pośmiertnie rehabilitowano, ale gdzie go zabito, nikt nie napisał. Nie było powodów, by go zabrali... Może przez to, że był Polakiem. Babcia wróciła do Greczan z trójką dzieci: moja mama, starszy i młodszy brat. Do domu ich nie wpuszczali, bo dziadek był represjonowany. Dziadek był wrogiem narodu, więc aż do 1961 roku nie mieliśmy prawa własności domu. Żyliśmy... chodziliśmy od domu do domu.

Wujek, brat mamy, Józef Okoński, syn Józefa, został zabrany na wojnę w 1943 roku i na początku 44 roku razem z tatą doszedł do Tarnopola. Mój wujek był synem wroga narodu, więc walczył w oddziale zwiadowczym. Raz trzeba było iść i wziąć niemieckiego szpiega... Poszedł więc na zwiad i we wsi Puszkari powtórzył czyn Matrosowa, w maju miałby 22 lata.

Dwa domy dalej ode mnie stała chata na „wzgórku”, a na podwórku wielka kałuża. Nas wszystkich było 18 osób, rok-dwa różnicy, wszyscy byliśmy z jednej ulicy. Wszyscy kąpaliśmy się w tej kałuży, wszyscy byliśmy jednakowi... Myłyśmy się, suszyłyśmy sukienki i znowu do kałuży... Zawsze chodziliśmy do Stróżuków, tam, gdzie teraz stoi ostatni dom po parzystej stronie na ul. Wiśniowej. Ich tata pracował jako konduktor na pociągu towarowym… Zawsze tak było... na płycie gotował się barszcz i kasza i nas, wszystkich osiemnaścioro, zawsze tam karmiono.