Mazurskie tradycje są nierozerwalnie powiązane z wiarą katolicką. Cykl świąt zimowych rozpoczynał się od Bożego Narodzenia. Wieczorem 24 grudnia na Wigilię, gdy na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka, cała rodzina zbierała się wokół stołu nakrytego postnymi strawami. Kolacja rozpoczynała się modlitwą, po niej wszyscy dzielili się opłatkiem i składali życzenia na następny rok. Po kolacji rodzina szła do kościoła na świąteczną mszę – Pasterkę.
Ciekawie obchodzono święto Trzech Króli, które przypada 6 stycznia. Zawczasu przygotowywano kostiumy, dzielono role, uczono się słów. W gronie przebierańców
znajdowali się: król Herod, anioł, żyd, turek, rycerze, diabeł i śmierć z kosą
Fragment scenariusza inscenizacji na święto Trzech Króli
«6 stycznia znowu święto – Trzech Króli. U nas ci Królowie też chodzili. Była taka cała scenka, takie piękne słowa i role, wszyscy nasi uczestnicy, którzy tworzyli tę grupę tak pięknie grali. I też kostiumy mieli takie piękne – byli tam i rycerze, i królowie, i jakiś Turek... I chodzili też po wszystkich chatach z tą scenką. I to nie była tylko jedna grupa, ich było kilka na wieś. Pamiętam jak oni grali, gęsiej skórki można było dostać, tak pięknie było. Nie było takiego roku, aby nie występowali. Boże Narodzenie i Trzech Króli – to były najważniejsze zimowe święta. Nowy Rok był uważany za święto radzieckie, więc w Greczanach nie bardzo go wtedy obchodzono. A właśnie te dwa święta – koniecznie.» ‒ Hanna Syzowa (Gorczyca), ur. w roku 1943
Inscenizacja na święto Trzech Króli. Z archiwum rodzinnego Bondarów
Wiosną przygotowywano się do Wielkanocy. Dokładnie sprzątano domy, starano się przygotować jak najbardziej uroczysty stół. Kolejnego dnia był Lany Poniedziałek, kiedy chłopcy i mężczyźni oblewali dziewczyny i kobiety wodą. Poza świętami katolickimi, lokalne tradycje można było ujrzeć także podczas takich uroczystości, jak wesela, pogrzeby i chrzty.
«A drugiego dnia, w poniedziałek, to już był, jak to mówili, lany poniedziałek. Chłopcy oblewali dziewczęta. I my też, idąc do szkoły, uciekałyśmy, gdzie mogłyśmy, szukałyśmy zacisznych miejsc, żeby tylko nie zostać oblanymi. Bo tego dnia chłopcy biegali z wiadrami, dziewczęta oblewali... Niektórzy uważali to nawet za swoisty prestiż, że chłopiec oblał, że dziewczynka była oblana. Więc niektóre dziewczyny nawet starały się tak przejść, żeby właśnie w ten dzień zostać oblanymi...» ‒ Hanna Syzowa (Gorczyca), ur. w roku 1943